RYNEK STAREGO
MIASTA (wg. Szkiców
Staromiejskich - Warszawa 1955)
Rynek był przez kilka wieków ośrodkiem i
obrazem życia Warszawy: ogniskował życie
gospodarcze, był wyrazem ustroju i
przemian społecznych, forum politycznym,
miejscem uroczystości i potocznego
życia. Szata architektoniczna Rynku
obrazowała najlepiej plastyczne dążenia
przemijających epok.
Plan lokacyjnego miasta założonego na
przełomie XIII i XIV w. wytyczył
prostokątny rynek o wymiarach raczej
średnich pośród miast mazowieckich, 90 x
73 m, przy czym bok dłuższy usytuowano
równolegle do Wisły wzdłuż głównego
traktu komunikacyjnego Świętojańska -
Nowomiejska. Z naroży wytyczono po dwie
ulice. Nierówna, wybrzuszona linia
zabudowy strony wschodniej i południowej
była wytworem późniejszym: pierwsi
zasadźcy miejscy starannie operowali
sznurem i pojęciami geometrycznymi.
Dla urbanistów średniowiecznych Rynek
nie był placem
w naszym dzisiejszym zrozumieniu tzn.
wnętrzem miejskim, niezabudowanym,
skomponowanym przestrzennie. Plan miasta
średniowiecznego przyrównać można do
kraty, wyznaczonej ulicami
przecinającymi się pod kątem prostym,
gdzie bloki budowlane są jakby
prześwitami kraty. Zabudowa mieszkalna
obejmuje całość miasta prócz jednego
takiego bloku, położonego zazwyczaj
centralnie zwanego rynkiem. Blok rynkowy
był przeznaczony pod inną zabudowę -
zabudowę użyteczności publicznej.
Pozostawał niewątpliwie pod zarządem
wójta, który plac wydzierżawiał pod
jatki, kramy lub zabudowywał
urządzeniami dającymi dochód miastu, jak
waga czy studnia. Wykup wójtostw przez
samorząd miejski zmienia sytuację:
pojawia się ratusz, urząd wójta traci
pierwotne znaczenie, zyski zabiera
miasto. Ciągnie je z opłat od transakcji
handlowych które odbywają się zwykle na
Rynku. Potwierdzenie powyższej tezy
znajdujemy dla Warszawy w Pomiarze
Łokciowym z 1790 r., dla Rynku
Nowomiejskiego. Czytamy tam, że zabudowa
mieszkalna trójkąta pomiędzy ul. Freta,
Kościelną i skosem idącym mniej więcej
po przekątnej Rynku powstała na gruncie
miejskim, a nie dziedzicznym. Skupienie
na Rynku przejawów życia gospodarczego,
administracyjnego, wymiaru
sprawiedliwości powodowało jego
atrakcyjność dla ludności miejskiej.
Dlatego też obudowują go swymi domami
patrycjusze, których nazwiska przewijają
się stale w spisach burmistrzów, rajców,
ławników i panów gminnych, rodziny
najbogatsze i rządzące miastem.
Pierwsze domy Warszawy-miasta nie były
wznoszone z cegły, przeważały domy
drewniane, nawet i na samym Rynku.
Odsłonięte przez stanowisko
archeologiczne KBDW1)
fragmenty konstrukcji drewnianych przy
Rynku 14/63 i na tyłach Piwnej rzuciły
trochę światła na dotychczas nieznane
zagadnie warszawskiego budownictwa
drewnianego. Relikty murowanej zabudowy
czternastowiecznej są stosunkowo
nieliczne, lecz już w XV w. możemy sobie
wyobrazić warszawski Rynek w jednolitej
szacie gotyku. Ceglane, nie tynkowane
kamieniczki stanowiły zabudowę.
Przeważnie dwupiętrowe, spiętrzone
wysokimi, schodkowatymi lub gładkimi
trójkątnymi szczytami, ozdobione były
ostrołukowymi portalami. Jednolita
murowana postać Rynku wyróżni; go w XV
(może od połowy) i XVI w. od reszty
miasta; gdzie ilość domów drewnianych
była jeszcze znaczna i rosła w miarę
oddalania się od centrum miasta - Rynku.
Pierwszą zabudowę bloku rynkowego
stanowiły kramy czy stragany.
Przyjeżdżający do Warszawy mógł jeszcze
na początku XV w. z rogu ulicy Grodzkiej
dziś Świętojańskiej) objąć wzrokiem, jak
my dziś, całą przestrzeń Rynku. Lecz
zmieniło się to już od roku co najmniej
1429, gdy na Rynku stanął gotycki
ratusz, wzniesiony wraz z wysoką wieżą.
Jego początkowe rozmiary były bardzo
małe - 15 x 13 m, zacznie jednak
rozrastać się wraz ze znaczeniem miasta.
Wiek przedtem ratusz nie był potrzebny
dla młodego, lokacyjnego miasta - władzę
sprawował przez długi czas zasadźca
miasta, pełnomocnik księcia - wójt z
paroma ławnikami. Dopiero wytworzenie
się samorządu miejskiego dyktuje
konieczność budowy pomieszczenia dla
jego władz. Panorama miasta zyskuje nowy
akcent: wieżę ratusza, obok elementów
obronnych, świadczący o znaczeniu
mieszczaństwa.
Należy tu podkreślić jednolity
narodowościowo skład warszawskiego
mieszczaństwa XV i XVI w.; jest ono
całkowicie polskie. Legendy historyków
dziewiętnastowiecznych o przewadze
elementu niemieckiego upadają w
konfrontacji z najwcześniejszymi aktami
miejskimi. Nieliczne, przybywające tu
rodziny cudzoziemskie, przeważnie -
kupcy, polszczyły się całkowicie.
Kupieckie rodziny warszawskie bogaciły
się w szybkim tempie prowadząc handel
nieraz na wielką skalę zwłaszcza zbożem
i drzewem. Bogacenie się mieszczaństwa
zamknięte było w niewielkim klanie
patrycjatu związanego ze sobą więzami
rodzinnymi, interesami, sąsiedztwem
kamienic rynkowych. Różnice majątkowe
między patrycjatem a resztą
mieszczaństwa, różnice poziomu i
wartości ich siedzib wskazują wyraźnie
ceny domów na przełomie XVI i XVII w.
Kamienice rynkowe sprzedaje się za cenę
1000-4000 zł, podczas gdy na,
Piekarskiej czy Nowomiejskiej kosztowały
kilkaset zł, a domki na przedmieściu
rybaków nawet ... 60 zł.
W połowie XVI w. na Rynku pomiędzy
pręgierzem i kuną (po obecnej stronie
Dekerta) staje nader ważna inwestycja -
studnia, a raczej zbiornik wody
doprowadzonej drewnianymi rurociągami ze
źródeł położonych na Długiej i dalej.
Pożar 1607 r. był nierównie większy od
niszczących poprzednio miasto, licznych
klęsk ogniowych. Spłonęła większość
Rynku i znaczna część miasta.
Pożar ten stał się wyraźnym punktem
granicznym dla architektury Starej
Warszawy: skończył okres gotyku, który
choć zapóźniony trwał tu jeszcze
niepodzielnie. Odbudowane po pożarze
kamienice mieszczańskie mogły
ukształtować się według nowych potrzeb
życia gospodarczego, którym nie
odpowiadały już dawne formy plastyczne.
Odbudowa zmienia całkowicie obraz Rynku.
Czerwień cegły zastąpiły tynki, zamiast
schodkowych szczytów występuje attyka,
kryjąca dach. Domy przeważnie
trzypiętrowe przybierają szatę, która
już znamy, zachowała się bowiem do 1944
r. Współczesny pierwszej wielkiej
warszawskiej odbudowie Adam Jarzębski
zachwyca się
staromiejskimi domami;
Bardzo kamienice śliczne
W Rynku, także i uliczne
Błyszczą się od złota prawie;
Niemasz takich w Czersku, w Rawie
Na nich dziwne rysowanie,
Farbami ukształtowanie.
Nie
śmiejmy się z pana Adama: Czersk i Rawa
nie straciły wówczas jeszcze swej dawnej
mazowieckiej świetności, która ongiś
była większa od warszawskiej, stanowią
zresztą skalę porównawczą dla chłopka
mazowieckiego, w którego usta autor
wkłada opis. Jarzębski zaczynając długi
szereg piewców Warszawy przekazał nam
jedynie wiadomości o pierwotnej
polichromii.
Okazałość i przestrzenność kamienic
rynkowych nie była zawsze wygodna dla
jej posesorów. W czasie tak częstych
sejmów zjeżdżała do stolicy stale
szlachta i magnaci. W XVII w. jeszcze
nie wszyscy możnowładcy zatrzymują się
we własnych czy zaprzyjaźnionych
pałacach i dworach,
które wyrastają na przedmieściach
Warszawy. Wielu korzysta, jak korzystali
ich poprzednicy w XVI w., z „gospód"
przygotowanych w mieszczańskich domach
przez marszałka. Wyższych dostojników
lokował oczywiście marszałek na Rynku
wedle ściśle ułożonego planu. Rejestr
Rewizji gospód z r. 1669 czy
wcześniejsza o 10 lat Rewizja miast JK
Mci Starej i Nowej Warszawy podają nam
ilość izb przeznaczonych dla gości, a
nie opis całego budynku. Być może, że
gospodarze musieli wynosić się do
oficyny. Zmieniło się zresztą trochę od
r. 1596 kiedy Paolo Mucante, sekretarz,
przybyłego do Polski kardynała Gaetano
barwnie opisywał szczupłość gospód: "Dla
kardynała i prałatów jego wyznaczono
trzy domy na Rynku lubo wielkie w
porównaniu z drugimi, przecie w skutku
tak małe, iż ze wszystkich trzech,
sposobem włoskim jednego wygodnego domu
urządzić by nie można. Kardynał dla
osoby swojej nie miał jak przedpokój,
który także służył za salkę, pokój i
alkierz, niski, oddzielny od reszty,
gdzie zwykł obiadować. Prałaci jak
najciaśniej mieścić się musieli każdy z
nich nie miał jak jedną małą izdebkę;
gorzej było w czasie Sejmu. Dla tej to
ciasnoty w domach kucharze kardynalscy
gotować musieli na ulicy, toż samo
czynią wszyscy Senatorowie, mieszkający
w czasie sejmu na Rynku tak dalece, że
znaczniejsza część Rynku zajęta jest
różnymi kuchniami, zrobione są one
naprędce z tarcic przez połowę bez
dachów". Te prowizoryczne kuchnie były
często przyczyną pożarów. Oprócz
ciasnoty i niewygód pobyt przymusowych
gości zostawił ogromne zniszczenie
kamienic. Toteż ich właściciele starali
się o libertację
czyli zwolnienie od kwaterunku;
uzyskanie libertacji głosiła kamienna
tablica na domu - przyczynek do jej
historii.
Kamienice staromiejskie nie miały
numerów, mianowano je od godeł lub od
nazwisk właścicieli, szczególnie
znanych, pierwszych, którzy wznieśli lub
przebudowali dom. Przypatrzmy się tym
zapomnianym lub istniejącym nazwom i
spróbujemy znaleźć ich historyczne
uzasadnienie.
Zacznijmy od rogu Jezuickiej na pierzei
zwanej obecnie
stroną
Zakrzewskiego - prezydenta
z roku Insurekcji. Stronę tę nazywano
dawniej Zamkową lub po prostu - czwartą.
U schyłku XVI w. kamienica narożna
należała do bogatego kupca Zygmunta
Erkiembergera i nawet w kilkanaście lat
później, gdy przeszła do Gizów nazywano
ją Zygmuntowską.
Sąsiedni dom nr 1/35 to kamienica
Walbachowska
- główna posiadłość z II poł. XVI w.
Melchiora Walbacha, bogatego kupca,
który nieraz ratował władze miejskie
pożyczką w chwilach trudnych dla miasta.
Sąsiednie dwie kamienice wiążą się z
zawodem właścicieli - mają tradycje
lekarskie. Nr 3/36 zamieszkiwał w poł.
XVII w. Jerzy Jucht, cyrulik królewski.
Sąsiednią zwano
Jeleniowską od rajcy
Jelenia z początku XVII w., lecz 40 lat
przedtem mieszkali tu dwaj lekarze: dr
Mikołaj Aleksandrini i dr Wojciech
Oczko. Warto uczcić jego imię nazwą
kamienicy. Wśród wielu kamienic możnych
Baryczków nr -7/38 zwana była
Złocistą
- zapewne od bogatych złoceń. Kraty nad
drzwiami zdobi gmerk Baryczków i
monogram SB. Sąsiednia należała do
Długoszów prawie przez wieki i słusznie
chyba nazywano ją
Długoszową.
Najciekawszym lokatorem z kamienicy
Majeranowskiej nr 11/40 był Mikołaj
Majeran czy Mariani burmistrz i
farmakopola (aptekarz) królewski, który
ją zbudował. Dom na rogu Świętojańskiej
z płaskorzeźbą lwa nosi szesnastowieczną
nazwę -
Erlerowskiego.
Przechodzimy na
stronę Kołłątaja,
zwaną dawniej po prostu lewą. Ogromna
kamienica łącząca Rynek z Piwną, a
stanowiąca długość Zapiecka, zwać się
powinna imieniem Michała Kranicha,
burmistrza z końca XVI w. Sąsiednią
zdobi rzeźbiony fryz ze sceną z
saturnalii i odznacza siedemnastowieczna
nazwa
Markiewiczowska. Poprzednio
przez kilka lat była własnością Michała
Drewno, brata Łukasza - burmistrza
powietrznego z 1624 r. Powinniśmy ją
nazywać raczej Drewnów, by trwale
związać z Rynkiem nazwisko zasłużonej
rodziny. Kamienica wójtowska nr 19/42
była nie tylko siedzibą wójta, lecz i
sądów ławniczych według tradycji od,
średniowiecza; jeszcze do końca XVIII w.
stanowi miejską własność. W następnej nr
21/43 mieszkał i zmarł w 1812 r. Hugo
Kołłątaj, zwano ją w okresie najazdu
szwedzkiego
Klucznikowską od burmistrza
St. Warszawy Pawła Zembrzuskiego -
Klucznika, który ją odbudował po
pożarze. Pożar nie zniszczył całych jej
murów, które zachowały najbogatsze na
rynku łuki
gotyckie. Od Wilczkówi, którzy w XV w.
skupiali w swych rękach liczne domy,
zwano
Wilczkowską następną nr
21a/43.
Urbanowską nazywa się
kamienica nr 23/44 od Urbana Withoffa.
Dom nr 25/45 nazywany
Roliński
od znanego w poł. XVI w. rajcy
Franciszka Roli, związał się z rodziną
Fukierów o półtora wieku wcześniej niż
tzw.
Fukierowski (nr 27/46), który
Florian Fukier kupił dopiero w 1810 r.
Popularna winiarnia utrwaliła niedawną
właściwie nazwę kamienicy. Stałą
natomiast od XVI w. była tu tradycja
winiarni: kamienicę stawiał w poł. XVI
w. winiarz Grzegorz Korb. O wysokim
poziomie siedemnastowiecznej rozbudowy
świadczy interesujące rozwiązanie
krużganków jedynych w stolicy. Fasada
kamienicy posiada natomiast wystrój
osiemnastowieczny i częsty w wieku
Oświecenia daszek-okap. Gizowie byli
jedną z rodzin patrycjuszowskich
najzamożniejszych w Starej Warszawie.
Wśród wielu ich posiadłości kamienica nr
29/47 może najsłuszniej zwać się
Gizińską.
Narożna kamienica (nr 31 /48) tzw.
Książąt
Mazowieckich ma nie tylko
bogatą tradycję historii i fałszywych
legend, ale i liczne elementy
architektury narastających stylów:
gotyckie wnęki i rzeźby, portale o
charakterze przejściowym
gotycko-renesansowym, późnorenesansową
attykę, portal zewnętrzny i sgrafitto.
Stronę Dekerta zwano
dawniej Miejską - zapewne uważana była
za najważniejszą, i przy niej stały
symbole średniowiecznej jeszcze
sprawiedliwości: pręgierz i kuna.
Narożna kamienica nr 42/49 należała do
rodziny energicznego sekretarza
królewskiego Montelupiego, który przez
prawie 50 lat wieku siedemnastego
zarządzał pocztą w Polsce. Należała do
nich i sąsiednia nr 40/50, zwana
Klemensowską
od właściciela Klemensa z Radziwia,
zapewne syna korzennika; doktora i rajcy
z przełomu XVI na XVII w. Marcin
Kurowski, szlachcic, który nie bacząc na
przesądy stanowe utrzymywał w domu nr
38/51 winiarnię, ozdobił swą kamienicę w
r. 1737 przepięknymi ażurowymi drzwiami
kratowymi, jednym z arcydzieł
kowalszczyzny warszawskiej. Nazwisko
Kurowskiego zasłoniło pamięć
dawniejszych posesorów Rongiuszów i
Talentich. Kamienicę burmistrza Jakuba
czy Jana Dzianotty (36/52) nazwano, już
ok. 1620 r. "pod
Murzynem" od rzeźby - symbolu
handlu zamorskiego, prowadzonego przez
właściciela.
Szlichtingowska zwie się jej
sąsiadka 34/53, należy raczej wrócić do
starej nazwy Erhardowska od konsula
Erharda Kleinpolta, ławnika z pocz. XVII
w., który był chyba synem kierownika
wielkiej budowy zamku. Szlichtingowie
byli mieszkańcami oficyny tzw. domu
Gralewskiego,
około r. 1580 od Krzywego Koła. Nr 32/54
to główna kamienica
Baryczków,
która wyróżnia się wielkością i
wystrojem architektonicznym. Sąsiedni
dom, którego latarnia góruje wysoko w
panoramie Starego Miasta, mieli również
Baryczkowie, a dłużej w XVII w.,
Korycki, szafarz królewski. Przekorna
tradycja zwie
Czamerowską kamienicę na rogu
Krzywego Koła (nr 28/56), której szatę
architektoniczną z piękną attyką nadał w
r. 1643 Stanisław Falkiewicz, rajca.
Słusznie zwała się długo
Falkiewiczowską.
Stronę Barssa zwano "Wschodową
albo prawą". Dom nr 26/57 stoi na
gruncie dawnych dwóch kamienic
należących w poł. XVII w. do Kaspra
Waltera i zwanych
Walterowska i
Orłowska.
Kamienica
Busserowska wspomina Łukasza
Bussera, rajcę z poł. XVII w. Trudno
ustalić dlaczego i odkąd dom nr 22/59
zwie się "pod
Fortuną", której wizerunek
zdobił kamienicę. Fortuna na pewno
sprzyjała Dzianottom w XVI i XVII w. i
lekarzowi Janowi Czempińskiemu w wieku
Oświecenia. Nazwa
Balcerowska
pochodzi od Baltazara czy Balcera Gizy
właściciela domu nr 20/60. Dowodem
szybkiego polszczenia się cudzoziemców w
Warszawie jest rodzina holenderska
Orlemusów (kamienica
Orlemusowska
nr 18/61), z której w kilkadziesiąt lat
po osiedleniu już wywodzi się burmistrz.
W kamienicy (nr 16/62) Kociszewskich i
Kleinpoltów w XVI w. najdawniejszymi
znanym właścicielem jest chirurg
Słomkowicz. Nie wiemy nic o
Kupczewiczach z XVII w., którzy
zostawili nazwę kamienicy nr 14/63. W
sąsiedniej przypomnijmy tradycję
Małodobrych, rodziny znanej w mieście, w
XV i XVI w. Najciekawszym zapewne
posesorem kamienicy nr 10/65 zwanej
Properowską
(od Andrzeja Propera czy Tropera z końca
XVI w.) był światły dominikanin Jacek
Baryczka, jeden z założycieli klasztoru
Dominikanów, fundator biblioteki
klasztornej. Jerzy kornecista wymieniony
w taryfach z poł. XVII w. w domu 8/66
nazywał się Szymonowicz.
Gizińską
(oprócz paru innych) i
Martensową
od ławnika Sebastiana Martini nazywano
kamienicę nr 6/67. Sąsiednia - to
Strubiczowska.
Ostatni dom na rogu Celnej - Gnojnej,
niesłusznie związano ze Skargą, który tu
nigdy nie mieszkał. Jest to stara
kamienica
Burbachowska - nazwana od
kupców z XVI w. Burmbachów.
Jurysdykcja miejska urządziła na nim
stały pręgierz i "kabat" czy kunę, gdzie
zamykano złodziejki, oszustki i
nierządnice. Jurysdykcja państwowa -
książęca i marszałkowska - wznosiła
szafoty na dni egzekucji. Na Rynku
ścięto szlachcica Jordanowskiego
oskarżanego o otrucie ostatnich książąt
mazowieckich w r. 1526; prawie sto lat
później męczono Piekarskiego za zamach
na Zygmunta III. W roku 1689 ścięto
wielkiego orędownika walki z ciemnotą i
zacofaniem klerykalnym Łyszczyńskiego
„Nie przepuszczając ludziom; nie
przepuszczano również ich „zbrodniczym"
pismom i książkom. W 1525 r. spalono na
Rynku znalezione w Warszawie książki
„luterskie", zaś w XVII i XVIII w.
palono na nim książki heretyckie
pamflety polityczne, a nawet paszkwile
poetyckie". W 1794 r. dochodzi do głosu
lud staromiejski wymierzając
sprawiedliwość zdrajcom ojczyzny.
W XVIII stuleciu w zabudowie Rynku
Warszawy następują pewne zmiany: Szereg
kamienic zastaje nadbudowanych, a nad
ich dachami pojawiają się tak zwane
latarnie.
Jest to rodzaj nadbudówki, z dwoma lub
trzema oknam umieszczanej ponad dachem
na środkowym trakcie kamienicy w celu
oświetlenia schodów, znajdujących się
właście w tym trakcie. Latarnie
malowniczo spiętrzone nad dachami
podwyższyły kamienice rynkowe, stanowiąc
dla nich charakterystyczną ozdobę.
Znacznym przemianom ulega ratusz Starej
Warszawy; u progu XVIII w, w 1701 r.
najwybitniejszy architekt epoki Tylman z
Gameren wystawia dookoła ratusza
murowany, parterowy budynek o rozmiarach
55 x 34 m, mieszczący kramy a właściwie
sklepy. Sklepów tych było zewnątrz
ratusza 39, wewnątrz 36. Budynek o
skromnej, lecz estetyczne architekturze
zdobiły cztery portale oraz attyka
tralkowa osłaniająca dach. Między
kramami i ratuszem Tylman pozostawił
wąską uliczkę. Przez budowę kramów Rynek
został zacieśniony; z czterech stron
ratusza pozostały z niego jakby cztery
ulice o szerokości 18-19 m. Właściwy
ratusz uległ daleko idącej przebudowie;
pożar w 1749 r. zniszczył piętro z
„kopułą" i wieżą; odbudowano go w
postaci barokowej. Następna przebudowa
dokonana w 1781 r. zapewne według obrysu
znakomitego architekta Merliniego
rozszerzyła go i nadała mu cechy
klasycyzmu; dłuższe elewacje otrzymują
ryzality o piętro wyższe od reszty
budynku, zwieńczone tympanonami. W
projektowanym w 1776 r. przez Merliniego
ratuszu miał się mieścić teatr, „gdzie
by komedialne spektacula i reduty bywać
mogły". Projektu nie wykonano; a teatr
zbudowano w trzy lata później na placu
Krasińskich.
Niekiedy na Rynku wznoszono budowle
tymczasowe związane z uroczystościami
lub obchodami. I tak np. na hołd,
składany przez miasta polskie
Stanisławowi Augustowi po elekcji
architekt Zug zaprojektował „salę
ogrodową" z tronem, arkadami i bramą
triumfalną. Prace rzeźbiarskie przy
ozdabianiu Rynku i przyległych ulic
wykonał snycerz warszawski Contesse, a
malarskie malarze warszawscy Werner,
Siarkiewicz i Gęsicki.
Nadbudowa kamienic rynkowych jest
spowodowana wzrostem liczby ludności.
Już w XVII w. kamienica przestała być
domem jednorodzinnym, właściciel
zatrzymywał tylko jej część, a resztę
wynajmował. Pogłębiło się to w wieku
XVIII tak, że w jego końcu w kamienicy
przyrynkowej mieszkało przeciętnie po 5
rodzin. Zaludnienie kamienic zagęszcza
się, średnio na izbę przypada ponad
dwóch mieszkańców, a ogólna liczba
mieszkańców w jednej kamienicy
przekracza 30. Ogółem przy Rynku Starej
Warszawy w 1792 r. zamieszkiwało ok.
1.200 ludzi, a więc więcej niż przy
jakiejkolwiek ulicy staromiejskiej. Kto
mieszkał wówczas przy Rynku, z kogo
składała się ta ludność? Pośród
samodzielnych głów rodzin, których było
ok. 220, najliczniejszą grupę stanowili
urzędnicy miejscy, państwowi i sądowi,
było ich ok. 80. Narastająca nowoczesna
biurokracja znajduje odbicie w tej
liczbie. Przy Rynku chętnie mieszkała
ówczesna inteligencja, głównie
nauczyciele i lekarze - około 20 osób
oraz artyści malarze, rzeźbiarze,
sztukatorzy, architekci - w nieco
większej liczbie (około 34). Był więc
Rynek siedzibą wielu artystów plastyków.
Kupców było ok. 35, przekupniów zaledwie
kilkunastu; większość licznej czeredy
przekupniów rynkowych była zbyt uboga by
mieszkać w Rynku. Szynkarzy,
traktierników i cukierników naliczyć
można ok. 15. Rzemieślników,
samodzielnych majstrów należy obliczać
na ok. 40, ale zatrudniali oni ok. 150
czeladzi, gdyż w Rynku rzemiosło było
zamożne. Przeważali rzemieślnicy nie
cechowi. Liczba rzemieślników
zrzeszonych w cechach w stosunku do nie
zrzeszonych miała się jak
1 : 2. Zamożność przejawiała się również
w utrzymywaniu licznej służby - ok. 300
z przewagą kobiet. Rodziny obliczyć
należy na ok.140 żon i ok. 400 dzieci,
przy czym ta ostatnia liczba wydaje się
niepewna. Przeważali mieszczanie,
szlachty mieszkało tutaj znikomo;
duchowni też nieliczni.
W Rynku mieszkali i tutaj działali
wybitni ludzie epoki Oświecenia:
Kołłątaj często bywał w ratuszu, będącym
nie tylko siedzibą magistratu, lecz i
siedzibą postępowych działaczy i
przywódców ruchu mieszczańskiego.
Prezydent Starej Warszawy i przywódca
ruchu miast Jan Dekert mieszkał w
kamienicy narożnej Nowomiejska 1/179; a
działał w ratuszu staromiejskim. Stąd
wyruszył na zamek na czele „czarnej
procesji" jako przywódca manifestacji
mieszczaństwa polskiego i rodzącej się
burżuazji warszawskiej. Uczestnicy
spisku i rewolucji kwietniowej 1794 r.
ksiądz jakobin Meyer i Barss palestrant
warszawski tu mieszkali i działali.
Wybitni malarze polskiego Oświecenia
Czechowicz i Smuglewicz mieli pracownie
w kamienicy nr 22/60. Właścicielem
kamienicy, w której mieszkali, był
wspomniany Jan Czempiński doskonały
lekarz oraz jeden z najbogatszych
przedstawicieli kapitalizmu
mieszczańskiego - skupił on w swych
rękach znaczną przestrzeń gruntu między
Rynkiem i Brzozową i rozpoczął rozległą
budowę manufaktur, na czym zresztą
zbankrutował. Rynek więc skupia nie
tylko elitę pieniądza, lecz
i intelektu. Przy Rynku grupują się
księgarnie i drukarnie: u Dufoura
wychodzi Gazeta Rządowa, pierwsze w
Warszawie pismo codzienne. Nawet
kaffenhauzy (kawiarnie) i szynki są
miejscami zebrań i spisków w tej
burzliwej epoce odrodzenia i
zrewolucjonizowania mieszczaństwa
staromiejskiego lat 1790-1794.
W nocy z 17 na 18 kwietnia 1794 r.
uczestnicy spisku wybierają na ratuszu
Mokronowskiego komendantem miasta. 28
czerwca 1794 r, lud Warszawy wymierzył
sprawiedliwość targowiczanom i zdrajcom
narodu, którzy zawiśli na szubienicach
przy ratuszu. Rynek staje się forum
społeczno-politycznym. Lecz dnie jego
wielkiego znaczenia politycznego nie
będą zbyt długie. Wyrok zagłady skazał
zbyt szczupły ratusz St. Warszawy w r.
1817 na zburzenie; władze Królestwa
Kongresowego dążyły do uzyskania
obszernych placów.
Rynek Starego Miasta stracił na
splendorze, znaczeniu, zamożności i stał
się placem targowym uboższej dzielnicy.
1)
Komisja Badań Dawnej Warszawy |