Reklama, informacja.
Warszawska strona, o warszawskich  ulicach, zabytkach, firmach, sklepach, restauracjach, galeriach i warszawskich ciekawostkach.

abc.warszawa@gmail.com      abc@warszawska.info


501 153 348

Autorska Bibliografia Ciekawostki

Firma

Reklama - Cennik

Spis ulic

Brzozowa, Bugaj, Celna, Dawna, Długa (strona południowa), Dziekania, Jezuicka, Kanonia, Kamienne Schodki, Krzywe Koło, Miodowa (strona wschodnia), Mostowa (pierzeja południowa), Nowomiejska, Piekarska, Piwna, Podwale, Rycerska, Rynek Starego Miasta Senatorska (1,3), Szeroki Dunaj, Świętojańska, Wąski Dunaj, Plac Zamkowy, Zapiecek.

plan ulicy

historia
i stare zdjęcia

legenda o Zapiecku

Około 200 lat temu pomiędzy ulicą Piwną i Świętojańską po jakimś pożarze wyburzono resztki dawnej kamienicy, powstał wtedy plac, na którym w święta i niedziele handlowano gołębiami i innymi ptakami.
Pewnej niedzieli na tym targu pojawił się ojciec z synem. Był to stary Mateusz i jego syn Kazimierz. Na co dzień z liczna rodziną mieszkali na wsi pod Warszawą. Chłopaków było w tej rodzinie czterech i trzy córki. Żyli skromnie i biednie, a że do miasta było niedaleko postanowiono oddać Kazika na naukę do któregoś z rzemieślników warszawskich. Ojciec umówił się z jednym majstrem budowlanym, a że mieli trochę czasu oglądali gołębie, które przywożono na handel nawet z daleka, gadające szpaki, kosy i inne ptactwo. Kaziu chciał mieć na własność takiego ptaka, co siadał by mu na ramieniu, i którego mógłby uczyć ludzkiej mowy. Stary Mateusz co pieniądze miał odłożone tylko na kufel piwa z majstrem, o żadnym ptaku nie chciał słyszeć.
- Zarobisz niedługo, to sobie kupisz – powiedział synowi
- Ale jak pójdę na naukę do majstra, to tylko da jeść i spać na początku – zmartwił się Kazik
- Jak będziesz pilnie pracował i będziesz posłuszny to na niedzielę parę groszy może dostaniesz – skończył dyskusję Mateusz.
O ustalonej godzinie spotkali się z Panem majstrem na Wąskim Dunaju, gdzie miał on swoje mieszkanie. Na podwórzu bałagan był spory bo i skład cegieł, piasku, i desek, a obok dół z wapnem.
Chłopakowi kazali zaczekać, a sami usiedli w izdebce od podwórza by omówić warunki terminowania czyli nauki zawodu. Po chwili widać doszli do porozumienie, bo Mateusz posłał po dzban piwa, a majster żonę czyli panią majstrową wołać zaczął, żeby chłopaka najpierw do domowej roboty wzięła póki się nie przyzwyczai. I tak Kazimierz został w Warszawie, a ojciec wrócił do domu bez syna, ale zadowolony, że syna na naukę oddał.
Oj nie lekko było małemu Kazikowi, nie lekko. Majstrowa, spać nie mogła to od świtu samego rozkazy wydawała. A to na targ dziewczynę kuchenna posłała, to sprzątać, odkurzać i meble przestawiać kazała. A o śniadaniu jakoś nie pamiętała. Chłopak głodny był, a cicho siedział, by go do domu nie odesłali. Tam rodzeństwa dużo, nudno i grosza ojciec nie da, a tu może jak skończy się ta mordęga domowa to i do prawdziwej pracy mnie wezmą.
Jednak majster miał swoich pomocników fachowych co szybko rusztowania stawiali, kosze z cegłami nosili i znali już trochę swój fach. Majstrowa za to chłopaka puścić z domu nie chciała, bo miała pod ręką pomocnika na każde zawołanie. Na przerwę obiadową jak majster przychodził to i Kazikowi jakiś talerz zupy się dostał, ale nigdy nie było do syta. Próbował dostać się do spiżarni, gdzie i mięsa wędzone, i kiełbasy, i słoje z ogórkami i wianki czosnku, ale jego zamiary przejrzała kucharka i wygoniła z kuchni. Jedynie kiedy skończono sprzątanie po obiedzie to młoda pomocnica kucharki Baśka, pozwalała mu czasem jaki garnek oskrobać z resztek. Na takim łasowaniu złapała kiedyś Kazika majstrowa. Za uszy wytargała, z kuchni wyrzuciła, a klucz od spiżarni od tej pory nosiła zawsze przy sobie.
Chłopak wolnego doczekać się nie mógł, grosza za domowe prace nie widział, a i głodny często chodził. O wymarzonym kosie jednak nie zapominał. Czasem kiedy majstrowa zajęta była wydawaniem poleceń służbie kuchennej wymykał się zobaczyć jak nieco starsi od niego pomocnicy rusztowania stawiają. Zwinny był i lekki więc bez trudu wdrapywał się po belkach i deskach, czasem aż na dach skąd miał widok na Rynek i na rzekę. Siadał tak czasem za kominem, aby popatrzeć na latające gołębie i pomarzyć z daleka od warkotu majstrowej.
Kiedyś tak siedząc zwinął się w kłębek jak kot prawie, bo nic nie jadł od rana, a w obiad wygoniono go do noszenia desek. Już szaro zrobiło się na dworze, kramy na Rynku sprzątano, tylko u rzeźnika co jatkę miał na Piwnej, głośno było, bo właściciel miał imieniny i świętował z innymi majstrami i rzemieślnikami, co cech swój mieli w pobliżu.
Kroił kiełbasę, częstował, a chłopak podręczny tylko piwo donosił. Zapach rozchodził się piękny i smakowity, a bulgot gotowanych flaków jeszcze bardziej działał na wyobraźnię biednego chłopaka. Siedział tak i siedział marząc o ciepłej kiełbasie, albo misce jakiej z warszawskimi flakami. W końcu myśl go jakaś naszła, bo powoli zsunął się ze swojej podniebnej kryjówki i ukrył za ścianą przy której ucztowali goście rzeźnika.
W którymś momencie goście wstali i przeszli do drugiego pomieszczenia na gorące danie i kieliszek świątecznej gorzałki. Wtedy korzystając z uchylonych drzwi do sklepu i małego zamieszania, Kazik wsunął się do środka. W drewnianym pojemniku leżał obiekt jego marzeń, kiełbaska w pęta powiązana i zwinięta w długi warkocz.
Chwycił jedną, za pazuchę, a tu cały sznur się ciągnie. Upycha za koszulę, co za pasek zatknął, a kiełbasy końca nie widać, bo jedna do drugiej jakby przywiązana. Szarpnął mocniej, aż rumor się zrobił i skrzynka na ziemię upadła. Rzucił się do drzwi, na ulicę, a sznur kiełbas za nim się ciągnie. Przebiegł kawałek, słyszy szczekanie i głosy jakieś groźne. Szarpnął raz jeszcze, urwał kawałek, psu rzucił i na rusztowanie skoczył. Szybko i zwinnie wspiął się na sam dach i za kominem ukrył. Ugryzł kawałek – niebo w gębie. A tu jakieś krzyki, pohukiwania i słychać jak ktoś sapiąc ogromnie na rusztowanie się wspina.
Kaziu nie wiele myśląc wsunął się w otwór komina i odpychając się rękami zaczął się na dół zsuwać. Ciemno było okropnie, a że był chłopak szczupły, to po chwili znalazł się w jakimś pomieszczeniu z wielkim piecem do którego ten komin przylegał. Zmęczony, przysiadł za piecem i nie słysząc już pogoni – zasnął.
Po jakimś czasie obudziły go rozmowy i szuranie sprzętami. Zorientował się w końcu po zapachu, że za piecem chlebowym siedzi, ale wyjść nie może, bo złapią go zaraz, a droga powrotu tylko przez komin ku górze. Miejsca miał dosyć, więc pojadł jeszcze sobie i znów zasnął w miłym cieple. Minął tak dzień cały i noc i jeszcze jeden dzień, kiełbasy już nie było, a i wyjść nie mógł. Co innego w dół się zsunąć, niż drapać wewnątrz komina na górę. Co jakiś czas dochodziły go głosy piekarczyków, potem milkły i znowu był sam w tej ciszy.
W końcu przemógł strach, a i głodny był znowu. Kiedy usłyszał znów głosy i szuranie za ścianą, najpierw skrobać zaczął, potem stukać co raz mocniej. Usłyszano go w końcu, ale najpierw bano też trochę, co za duch w dzień biały za ścianą łomoce. Zawołano majstra co ścianę budował, żeby wyjął kilka cegieł, bo skrobie tam coś i straszy niepotrzebnie.
Przyszedł majster z pomocnikami, kilku sąsiadów, żeby zobaczyć co za duch za ścianą skrobie. Popukali, gdzie ściana najsłabsza i w końcu wyjęli trochę cegły tak, żeby się cała ściana nie zawaliła.
Oczom ich ukazał się widok przedziwny: na zapiecku czyli za piecem siedział stwór jakiś, co gębę miał czarną od sadzy, a włosy wapnem pobielone. Głowę czarnymi rękami zasłaniał, a po chwili wyszedł przez otwór w ścianie. Łzy potoczyły mu się po policzkach, ze strachu trochę, a i z radości że ocalony został z tej zapieckowej niewoli. Zgromadzeni widząc diabła co płacze wybuchnęli takim śmiechem, że aż na gołębim placu słychać było. Trzęsły im się brzuchy i aż łzy leciały - takim zabawnym wydał im się strach zza komina.
I wszystko skończyło się szczęśliwie. Majster budowlany u którego miał Kaziu nauki pobierać, zabrał go spod opieki małżonki, na pomocnika murarskiego. Rzeźnik też mu darował, bo po okolicy się rozniosło, że tak wspaniałe kiełbasy wyrabia.
A od tej pory placyk przy Rynku między Piwną, a Świętojańską zaczęto ZAPIECKIEM nazywać. A ptaka też w końcu kupił. Po pracy siadał w swojej izdebce, którą dostał od majstra na poddaszu, a ukochany kos siadał mu na ramieniu, pogwizdywał i w oczy zaglądał dopominając się ziarna.

www.123noclegi.info

www.gdzie-nocleg.pl

www.stare-miasto.com

www.wiejskie-wakacje.pl

www.123noclegi.pl

  Copyright © 2009-2019 M. Lewandowski firma LEWMARK