Reklama, informacja.
Warszawska strona, o warszawskich  ulicach, zabytkach, firmach, sklepach, restauracjach, galeriach i warszawskich ciekawostkach.

abc@warszawska.info    abc.warszawa@gmail.com


501 153 348

Autorska Bibliografia Ciekawostki

Firma

Reklama - Cennik

Spis ulic

     

   

   historia ulicy
 

Ulica Niecała powstała na terytoryum ogrodu, należącego do pałacu Brühlowskiego, a nazwę swą ztąd nosi, że od ogrodu Saskiego była zamknięta poprzeczną kamienicą; dopiero po zburzeniu tej posesyi otworzyło się dziś istniejące połączenie z Saskim ogrodem, a przez zburzenie domu p. J. Sikorskiego, w którym mieściła się redakcya Gazety Polskiej, redagowanej wówczas przez J. I. Kraszewskiego, utworzono wzdłuż sztachet ogrodu Saskiego przejście na nową ulicę Hr. Kotzebuego [obecnie ulica Fredry]. Niecała ulica odgrywa bardzo ważną rolę komunikacyjną, a w szczególności dla pieszych. Najbliższa to bowiem droga, łącząca jedną połowę miasta z drugą, na której to części dzieli ogród Saski, poza tem sklepy, jakie sie tu znajdują, powodują znaczny ruch pieszy i powozowy, wzmagający się w czasie przedstawień teatralnych w letnim budynku.

Ilustrowany Przewodnik po Warszawie z 1893 roku (pisownia oryginalna)

Ulica Niecała prowadziła od Wierzbowej do bramy Ogrodu Saskiego. Dlatego ruch na niej był głównie pieszy. Łączyła się jeszcze z zaciszną ulicą Fredry, ale ta również dochodziła tylko do Wierzbowej. Na Niecałej zgromadziły się sklepy i sklepiki, które nie licowały z dostojnym wyglądem ulicy Fredry lub z elegancką arterią, jaką była Wierzbowa.

Niecała była zabudowana różnorodnie. Obok skromnej jedno-piętrowej kamieniczki, jak rycerz w zbroi obok kmiotka, stała monumentalna wielopiętrowa czynszówka. I sklepy były rożne.
W tej malej kamieniczce - równie stare jak ona - przemawiała do nas "urokiem staroświecczyzny, urokiem stosunków, które z perspektywy czasu wydają się nam naiwne. Natomiast wielkie i błyszczące okna wystawowe na dwóch kondygnacjach monumentalnej czynszówki mówią nam o zachłanności goniącego za zyskiem handlu, Co prawda, zachłanność w tym wypadku nie okazała się groźna. Ten typ sklepu - jakże niefortunnie powtarzany - nie przyciągał klientów. W rezultacie olbrzymi lokal został wynajęty na biura syndykatu emigracyjnego. Aż do chwili, kiedy zniknął z planu miasta, Niecała nie zdążyła się ujednolicić.
Do końca pozostała taka, jak na zdjęciu. A sadząc po spódnicy pani idącej jezdnią, zdjęcie jest sprzed czterdziestu lat.
(kiedy pisano te słowa). Potwierdza to i gablota w głębi, na gmachu teatru, w której za drucianą siatką wisiały w owych czasach długie białe programy teatrów Wielkiego i Rozmaitości.

Urok ulicy został na zdjęciu doskonale chwycony, Zabudowa, pochodząca z rożnych okresów epoki kapitalistycznej nie ustępuje swą malowniczością średniowiecznej zabudowie dawnych miast.

 Niejeden szczegół zatrzymuje naszą uwagę, a często nawet wywołuje podziw, na przykład zgrabne tralki na balonach kamienicy z lewej strony.

Na Niecałej, a częściowo juz w Ogrodzie Saskim, była cukiernia Zakopiańska - własność firmy Kleszcz - z dansingiem licznie uczęszczanym przez młodzież, którą dzisiaj ochrzcilibyśmy mianem bikiniarzy.
W ostatnich latach przed wojną, w podziemiach jednej z parzystych kamienic, dwaj bracia Front - dyrygenci zespołu jazzowego założyli nowocześnie urządzony nocny dansing.

W Warszawie zawsze się mówiło ..ulica Niecała i jakoś nie zauważono, ze w pewnym momencie przemianowano ją na ulicę króla Alberta, bohaterskiego króla Belgów.

(ze starego przewodnika - 1938 r.)


 

W grudniu 2007 roku prawnuk Mieczysława Fogga (1901 - 1990)  Michał Fogg otworzył na parterze rezydencji kawiarenkę "Cafe Fogg " poświęconą najsłynniejszemu pieśniarzowi Warszawy. Niestety przetrwała tylko pół roku.

Historia ulicy Niecałej opowiedziana
przez Hannę Eychhorn-Szwankowską - STOLICA nr 38 z 1947 r.

Nie każdy rdzenny Warszawiak znal niewielką ulicę Alberta I. króla Belgów, która do roku 1934 nosiła dziwne miano; Niecałej.  Chociaż mała, nie była wcale cicha i pusta w przedwojennej   stolicy:   wiązała   bowiem   handlowe dzielnice północne  i  Plac  Teatralny  z  Marszałkowską, łącząc ul. Wierzbową z Ogrodem Saskim.

Dzieje jej nie są bardzo zamierzchłe, lecz w każdym razie sięgają XVIII wieku. Powstała ona na granicy dwóch ogrodów: pałacu Bruhlowskiego i klasztoru Reformatów Na planie Tirégaile’a z r. 1762 widzimy na jej terenie drogę wśród ogrodów prostą i prostopadłą do Wierzbowej, już wtedy stoi przy niej niewielki domek. Taryfa z r. 1784 podaje, że leżała tu posesja nr 614 własność PP Kanoniczek z pobliskiego klasztoru w Marywillu z Senatorskiej. W r. 1789 rozpoczęto sprzedaż placów, przyległych do pałacu Bruhlowskiego. Na 11 działkach wybudowano małe piętrowe lub parterowe kamieniczki. Ulica zresztą miała charakter jedynie dojazdowy do działek, gdyż od ogrodu Saskiego oddzielała ją kamienica Łaszczyńskiego. który nie chciał się zgodzić na zrobienie przejścia przez dziedziniec. Stąd ślepą ulicę nazwano Niecałą i zabawną ta nazwa przetrwała 150 lat. Z tych czasów nie zachowały sie oczywiście żadne budynki. Natomiast dwie kamieniczki pod nr 9 i 11 z epoki Królestwa Kongresowego dotrwały do dziś, choć częściowo w ruinach.

Już w r. 1838 -powstał projekt przebicia przejścia do Ogrodu Saskiego, jednak brak funduszów na wykupienie posesji stanął temu na przeszkodzie.

W latach pięćdziesiątych wytworne panie zdążały na ulice Niecałą przynosząc zamówieni na hafty i szycie do zakładu św. Marty dla ubogich szwaczek.

Powstanie styczniowe nie przeszło bez echa na Niecałej: tajna drukarnia w domu nr 12 w mieszkaniu Karoliny Goszczyńskiej gromadziła nieraz spiskowców. Jednopiętrowy niepozorny ten dom związał sie trwale ze słowem pisanym i drukowanym, jak to jeszcze zobaczymy.

 Na rogu Wierzbowej pod nr 2 wybudowano w l. 1866-7 dom dla prezydenta miasta Kaliksta Witkowskiego sposobem oszczędnościowym, bo z... materiałów budowlanych, przeznaczonych na ratusz.

Osobliwością tego domu była ciekawa "płaskorzeźba przedstawiająca plastyczny plan miasta, był to jeden z 4 egzemplarzy tej mapy wykonanych przez inż. A. Grotowskiego. Z biegiem lat plastyczność mapy zatarła sie przez wielokrotne malowanie farbą olejną, można ją było oglądać aż do dni powstania. Dopiero w roku 1869 nazwa Niecałej stała się nieaktualna, gdyż w związku z budową teatru Letniego w Ogrodzie Saskim zburzono stojącą na drodze kamienicę i cicha ulica zaludniła się i ożywiła.
Do znajomego już domu nr 12 wprowadzi się Henryk Sienkiewicz — nieznany wówczas i skromny współpracownik Gazety Polskiej. Do redakcji humorystycznego pisma „Kolce" w tymże domu przynosił w parę lat później swe pierwsze humoreski skromny Aleksander Głowacki.
W latach siedemdziesiątych Niecała zabudowuje się solidnymi i wspaniałymi na owe czasy kamienicami, jak siedziba Tow. Lekarskiego pod nr 7, dom hr. Krasińskiego na rogu Niecałej, Wierzbowej i Fredry. Ulicę Fredry przebito właśnie w r. 1879 przez posesję pałacu Bruhlowskiego, tworząc przyjemny załamany zaułek o pierwotnej nazwie Kotzebue. Na jej narożniku przy Ogrodzie Saskim wybudowano okazały i wytworny hotel Bruhlowski z równie wytworną restauracją. Może mniej wytworna, ale znana w sferach literackich i dziennikarskich była restauracja „Andzi" Czulińskiej pod nr 2 na II piętrze, gdzie niemal codziennie chadzał Sienkiewicz w okresie pisania Trylogii. Lata 1907—.1916 to nowy okres rozbudowy ulicy Niecałej: kamienice wysokie (4-5 piętrowe) pod nr 3, 7, 10, ofiarowały zamożnym warszawiakom reprezentacyjne wielopokojowe mieszkania.
Trudno mówić o jednolitej szacie stylowej czy architektonicznej ulicy, którą pamiętamy z przedwojennych lat. Wspomniane wysokie kamienice przeplatały się z 1 piętrowymi domkami (nr 5, 12) czy wąskimi kamienicami w stylu Królestwa Kongresowego. Natomiast charakter ruchu ulicznego był jednolicie handlowy: chodnik nie mogły pomieścić tłumów kursujących pomiędzy Marszałkowską, a dzielnicami północnymi, a także ulicznych sprzedawców różnych cudów, wynalazków itp. „za jedne 20 groszy”. Ulica była hałaśliwa i tłoczna we dnie, a wieczorem rozbrzmiewała klaksonami aut mknących do Teatru Letniego.
Parę solidnych znanych w całej Warszawie sklepów jak: perfumeria Wróblewskiej, kryształy Osińskiego, dziecinne obuwie  Ciborskiego ściągały klientów z całego miasta.
W lecie 1934 r. zamieniła swą nazwę śmieszną na dostojną: Alberta I, bohaterskiego króla Belgów. Uroczystość przemianowania odbyła się w obecności burmistrza Brukseli Maksa.
Podczas oblężenia Warszawy spłonął narożny dom nr 1. hotel Bruhlowski, spaliła się stara buda Teatru Letniego, tak z ulicą związana.
W latach okupacji ulica ścichła przez zamknięcie bramy Ogrodu Saskiego: na jej pustej jezdni bawiły się spokojnie dzieci, którym nie wolno było wejść do pięknego ogrodu „nur fur Deutsche". W gwarze nieugiętych warszawiaków, ogród ten nazwano: „Zoo".
W pierwszym tygodniu powstania Niecała była granicą między polską częścią Warszawy, a niemieckim bastionem pałacu Bruhlowskiego i pałacu Saskiego, i została wysiedlona i całkowicie spalona. Pod koniec sierpnia jeden z oddziałów „Parasola" przebijał się górą nie kanałami ze Starówki do śródmieścia, kilkunastu chłopców znalazło śmierć w wypalonych bramach ulicy Alberta.
Obecnie rzadki przechodzień płoszy ciszę jej ruin i bardzo rzadki klient wchodzi do paru sklepów. Odbudowa samorzutna objęła tylko jeden solidny dom, gdzie systemem gospodarczym odremontowano pokój po pokoju. Nowe życie bardzo powoli wchodzi na ulicę Alberta. Królują ciągle ruiny i wspomnienia.

H. Eychhorn-Szwankowska

W książce Władysława Bartoszewskiego "Na drodze do Niepodległości" wydanej przez Edittions Spotkania - Paryż 1987 - na stronach 227 - 230 autor wspomina ulicę Niecałą w kontekście handlu antykwarycznego. Jak wspomina: "Ulica Alberta I, króla Belgów (dawniej Niecała) należała w latach II wojny światowej do najmniej ruchliwych zakątków Śródmieścia Warszawy. Ogród Saski przeznaczony był „nur fur Deutsche", zamknięto bramę od strony Niecałej i Fredry, opustoszała ruchliwa dawniej aleja wiodąca przez ogród obok posesji Teatru Letniego. Zamarłą uliczkę przemierzali teraz głównie interesanci zdążający pod nr 14 — do biur Elektrowni Miejskiej, klienci kilkunastu sklepów, zakochane parki i konspiratorzy, spotykający się chętnie w ciemnawej cukierence (chyba w domu nr 4), nieopodal rogu Wierzbowej. W początkach okupacji w lokalu sklepowym przy ul. Alberta otwarto księgarnię. Jej współwłaścicielami byli: Alfons Prabucki, znany księgarz-wydawca, którego przedwojenna firma przy Miodowej 1 spłonęła w dniach oblężenia Warszawy, oraz Wiktor Łazowski — w latach młodzieńczych członek grupy literackiej "Quincunx" (w której zdobywali ostrogi pisarskie głośni potem publicyści — Roman Fajans i Otmar Berson), ostatnio już przed wojną zajmujący się księgarstwem. W pierwszym pomieszczeniu nowo otwartej księgarni gospodarowali panowie Prabucki, Łazowski i ich pracownik Paweł Ulrych, w drugim pokoju prowadzono antykwariat. Założył go w początkach 1941 roku Juliusz Wiktor Gomulicki, miłośnik i badacz Norwida, podówczas ponadto kolekcjoner rozproszonych dzieł z księgozbioru swego ojca, zbieracz arcyrzadkich druków Wacława Rolicz-Liedera, znawca starych ksiąg i varsavianów, imponujący niepoślednią erudycją i rozległością zainteresowań. Po śmierci Wiktora Gomulickiego w r. 1919 jego kilkutysięczny księgozbiór — starodruki polskie XVIII i XIX w., pamiętniki i litteraria przeszedł w obce ręce.

Juliusz W. Gomulicki zaczął już przed wojną wykupywać książki z dawnej biblioteki swojego ojca, oznaczone chakterystyczną owalną pieczątką. W latach wojny zgromadził w ten sposób kilkaset tomów z księgozbioru W. Gomulickiego. W tym przybytku cennych i poszukiwanych książek, nazwanym antykwariatem ,,Pod Białym Krukiem" (jak objaśniał napis umieszczony na zewnątrz księgarni) toczył Gomulicki długie dyskusje bibliofilskie ze swymi stałymi klientami. Przypadkowi goście należeli tu bowiem do rzadkości. Można było spotkać za to na Alberta samych niemal rzetelnych miłośników książek, którzy w najcięższych latach nie wyrzekli się swej szlachetnej pasji wyszukiwania i gromadzenia druków rzadkich i arcyrzadkich. A warto dodać, że w obliczu eksterminacji wszelkich dóbr kultury polskiej, zamykania bibliotek i zniszczenia licznych księgozbiorów, wobec braku normalnego rynku wydawniczego — antykwariaty spełniały w ówczesnej Warszawie szczególną rolę zbiornic drukowanych dokumentów historii i literatury polskiej, a znaczenie tych placówek wybiegało poza dorywcze cele handlowe. Gromadzenie książek, a specjalnie zbieractwo rzadkich ksiąg, unikatowych pozycji naszego piśmiennictwa, stanowiło nie tylko przedmiot zamiłowań — było akcją wielce pożyteczną.

Juliusz Gomulicki prowadził antykwiariat ,,Pod Białym Krukiem" do początków 1943 roku. W początkach r. 1942 zorganizował na Alberta po raz pierwszy — przy współudziale właścicieli księgarni — aukcję rzadkich druków antykwarycznych. Zorganizowanie takiej imprezy natrafiło w warunkach okupacyjnych na znaczne trudności. Nie brakowało wprawdzie pozycji książkowych. Znaczna ich części pochodziła z prywatnego zakupu, komisantem był ponadto sam Gomulicki, rzadkie druki z okresu Sejmu Czteroletniego powierzyli mu też do sprzedaży dr Stefan Rygiel, miłośnik i znawca książek, b. dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, czy ruchliwy zbieracz — Stefan Zatorski. Aukcja bibliofilska nie mogła jednak stać się oficjalną imprezą, dostępną dla każdego. Przede wszystkim: na sprzedaż wystawiano liczne druki treści patriotycznej, a ponadto wszelkie zebrania były zakazane. Dostrzeżenie kilkunastu inteligentów-Polaków, spotykających się w jakichkolwiek celach w miejscu publicznym, mogło grozić poważnymi konsekwencjami. Należało więc imiennie zaprosić do udziału w licytacji stałych klientów antykwariatu, znanych i godnych zaufania, a przy tym sporządzić zawczasu spis książek przeznaczonych na aukcję.

Ostatecznie w pewne niedzielne południe w początkach 1942 r. odbyła się „Pod Białym Krukiem" pierwsza aukcja bibliofilska w okupowanej Warszawie. Księgarnia była zamknięta na głucho, jak zawsze w dniu świątecznym. Zaproszeni goście wchodzili tylnym wejściem od podwórza. Książki przeznaczone do sprzedaży w tym dniu (a było ich ponad 100 pozycji) wyłożono na ladzie. Spis dzieł przygotowany na maszynie w niewielkiej ilości egzemplarzy doręczono już poprzednio zaproszonym gościom: obejmował przede wszystkim starodruki polskie, druki z wieku XIX i varsaviana. Juliusz Gomulicki kierując imprezą komentował wyczerpująco każdą licytowaną pozycję. W aukcji uczestniczyli: dr Stefan Rygiel, inż. Jan Pomorski, Tadeusz Wolski, inż. Karczewski, dr Stanisław Konopka, prof. Jan Michalski, Wacław Błażejewski, dr Ludwik Gocel, inż. Ossowski, dr Ludomił Lewestam, Stefan Zatorski, Stefan Idzikowski, mec. Tolikowski, Tadeusz Kwiatkowski, Wacław Jankiewicz, Tadeusz Sokołowski, Władysław Bartoszewski i inni.

 

www.123noclegi.info

www.gdzie-nocleg.pl

www.stare-miasto.com

www.wiejskie-wakacje.pl

www.123noclegi.pl

  Copyright © 2009-2019 M. Lewandowski firma LEWMARK